- SPIDER'S WEB
- Technologie
- Tech
Swoje imię nowa Motorola zawdzięcza wyświetlaczowi, obustronnie zakrzywionemu pod kątem niemal 90 stopni, rozlewającemu się na boczne krawędzie.
Takie rozwiązanie nie jest niczym nowym. Zdążyło się pojawić wraz z Samsungiem Galaxy S6 Edge Plus, zostać skopiowane przez wielu rywali i w końcu zdążyło też zostać porzucone przez Samsunga, który w najnowszych Galaxy S20 zdecydował się zupełnie spłaszczyć ekrany, co spotkało się z ogólną aprobatą.
Motorola sporo więc ryzykowała, decydując się na rozwiązanie, od którego wiodący producent właśnie się odwrócił – i nie bez przyczyny. Zakrzywione ekrany to zwykle same kłopoty. Krzywizna przeszkadza w codziennym użytkowaniu. Łatwo przypadkiem dotknąć czegoś, chwytając telefon w rękę. Nie mówiąc już o tym, że przez zakrzywiony ekran telefon staje się niemiłosiernie śliski i o wiele bardziej podatny na uszkodzenia ekranu niż w przypadku płaskich wyświetlaczy.
Jak sytuacja wygląda w przypadku Motoroli Edge? Cóż, wygląda fenomenalnie. Wizualnie ekran Motoroli Edge prezentuje się absolutnie zjawiskowo. To panel OLED o przekątnej 6,7”, rozdzielczości FHD+, z obsługą HDR i 90 Hz częstotliwością odświeżania. Do tego wyświetlacz ma nietypowe proporcje 21:9, co osobiście uważam za jego ogromną zaletę.
Motorola Edge nie jest małym smartfonem, ale dzięki ekranowi o proporcjach 21:9 bardzo łatwo trzymać go w dłoni i nawigować po interfejsie. Gdy położyć Motorolę Edge obok iPhone’a 11 okazuje się, że choć to iPhone ma mniejszy ekran (6,1”), to jest on szerszy od panelu Motoroli i to Motorolę obsługuje się wygodniej. Nie mówiąc już o tym, że przy Motoroli Edge ekran iPhone’a 11 wygląda niesamowicie biednie…
O dziwo krzywizna ekranu została też znakomicie przemyślana od strony użytkowej. „Edge” w Motoroli Edge nie jest tylko na pokaz.
Przede wszystkim – pierwszy raz spotykam się z tak znakomitą odpornością na przypadkowe dotknięcia. Nawet w OnePlusie 8 Pro czy ubiegłorocznym Galaxy S10+ krzywizna ekranu reagowała na dotknięcia wnętrzem dłoni. Tutaj tak się nie dzieje, a zakrzywiona krawędź jeszcze ani razu nie przeszkodziła mi w obsłudze telefonu.
Co więcej, Motorola znalazła kilka sposobów na kreatywne wykorzystanie krawędzi. Jednym z nich jest pomocniczy panel skrótów, na którym możemy wyświetlić do sześciu ikon, prowadzących do aplikacji, narzędzi lub ulubionych kontaktów. Przyznam szczerze – zazwyczaj wyłączam takie panele, bo są irytujące i wchodzą w drogę przy codziennym użytkowaniu. Tutaj jednak przycisk wysuwania panelu jest tak zmyślnie schowany na krawędzi, że można wręcz zapomnieć, że się tam znajduje.
Kolejna funkcja krawędzi to podświetlanie. Gdy telefon leży ekranem w dół (czego nie polecam), krawędzie podświetlą się, by dać znać o powiadomieniu.
Krawędzie mogą też podświetlić się podczas połączenia przychodzącego oraz podczas działania alarmu. W końcu jest też moja ulubiona funkcja, czyli podświetlenie krawędzi podczas ładowania. Zależnie od stopnia naładowania krawędzie podświetlają się na czerwono lub niebiesko, a wysokość podświetlenia wskazuje poziom naładowania. Bajer, ale fajny bajer.
Krawędzie mogą też być wykorzystywane w grach, gdzie po przekręceniu telefonu do orientacji poziomej na górnej krawędzi wyświetlą się wirtualne triggery.
W końcu działanie krawędzi można też… wyłączyć. Wystarczy szybkie dwukrotne puknięcie krawędzi, by wyłączyć ich działanie w wybranych aplikacjach. Jeśli np. nie chcemy, by wideo zachodziło na krzywiznę, można działanie krawędzi wyłączyć i uzyskać płaski obraz.
Te ochy i achy nie oznaczają jednak, że zakrzywione krawędzie w Motoroli Edge są idealnym rozwiązaniem. Wprost przeciwnie, uważam, że telefon mógłby się bez nich obejść i niewiele by stracił. Tymczasem na zastosowaniu krawędzi traci bardzo dużo. Przede wszystkim, Motorolę Edge bardzo trudno jest pewnie trzymać w dłoni. Metalowa ramka jest tak cieniutka, że naprawdę nie ma za co chwycić.
Boję się też o żywotność krawędzi, bo mając doświadczenie z innymi telefonami o podobnej krzywiźnie wiem, że ten element najbardziej lubi się rysować. Przydałoby się więc porządne etui i mam nadzieję, że Motorola zadba o to, by pojawiły się futerały nieco bardziej solidne i eleganckie, niż dołączony do zestawu kawałek sylikonu.
Na pociechę dodam, że jak na tak duży telefon, Motorola Edge zdaje się o wiele lżejsza niż wskazuje na to masa 188 g. Konstrukcja jest też znakomicie wyważona, więc pomimo śliskich krawędzi telefon nie próbuje ustawicznie wymknąć się nam z dłoni. Miłym akcentem jest także charakterystyczny, karbowany przycisk blokady ekranu. To drobiazg, stosowany przez Motorolę od bodajże 2013 r., ale w codziennym użytkowaniu jest niesłychanie przydatny.
Motorola robi najlepszego Androida.
Wraz z Motorolą Edge zadebiutowała nowa wersja nakładki od Motoroli, nazwana My UX.
Na pierwszy rzut oka nie zmieniła się ona wcale względem dotychczasowej wariacji Motoroli na temat Androida. A jednak wprowadza kilka bardzo istotnych nowości, dzięki którym Motorola wysunęła się w moim prywatnym rankingu nakładek nawet przed OnePlusa.
Po pierwsze, możemy teraz dostosować wygląd systemu wprost z poziomu ustawień. Do Motoroli trafiły motywy, ale nie są to cukierkowe, odpustowe motywy jakie znamy z innych smartfonów. Motorola podeszła do tematu w sposób nieco bardziej… wyrafinowany? Zmienić możemy czcionkę, rodzaj ikonek i wiodący kolor motywu. Zmiany są na tyle subtelne, że nawet wybierając róż jako kolor wiodący nie rzygniemy tęczą dostaniemy oczopląsu.
Druga zmiana to wprowadzenie trybu gry, który działa podobnie, jak w innych smartfonach. Przekierowuje moc obliczeniową smartfona na bieżącą rozgrywkę i może też zablokować powiadomienia oraz połączenia przychodzące na czas gry.
Zmienił się też nieco tryb always-on display, który teraz znakomicie współpracuje z całkiem niezłym czytnikiem linii papilarnych. Motorola robi tryb AOD najlepiej.
Wystarczy dotknąć ikony powiadomienia na przygaszonym ekranie, by je podejrzeć, a także by na nie zareagować jednym przeciągnięciem palca. Oznacza to, że nie musimy odblokowywać ekranu, by cokolwiek zrobić z powiadomieniem. Jeśli zaś chcemy przejść od powiadomienia wprost do aplikacji, wystarczy przytrzymać dłużej palec i przeciągnąć go w dół, na czytnik linii papilarnych. Działa to naprawdę rewelacyjnie.
AOD jest częścią dodatków Moto, które jak zwykle nie zawodzą. Wystarczy dwa razy pokręcić nadgarstkiem, by uruchomić aparat. Machnąć dwukrotnie ręką, by włączyć latarkę. Cieszą nawet takie drobiazgi, jak animacja wielofunkcyjnego widgetu na ekranie głównym, która pojawia się przy zmianie wyświetlanych nań treści. Rewelacja.
Na wielką pochwałę zasługuje też aplikacja „Dźwięk Moto”. Gdy wyjąłem Motorolę Edge z pudełka, jednym z pierwszych sprawdzianów był test głośników, bo Motorola mocno je zachwala w swoich materiałach marketingowych. Przy pierwszym odsłuchu byłem rozczarowany.
Głośniki grały sucho i bez wyrazu. Były dość głośne i szczegółowe, ale brakowało im basu i ogólnej głębi. Podobnie było z gniazdem słuchawkowym – fajnie, że jest, ale prosto z pudełka gra mocno przeciętnie.
A potem wszedłem w aplikację Dźwięk Moto, pogmerałem w ustawieniach dla głośników i gniazda słuchawkowego, i nagle wszystko się zmieniło. Wystarczy nieco przesunąć suwak podbicia basu i nieco rozszerzyć dźwięk przestrzenny, by z przeciętnych głośników zrobić fenomenalne głośniki.
W teście A/B z iPhone’em 11 Motorola wygrywa przez nokaut – pod warunkiem, że spędzimy chwilę na zmianie ustawień. Jedyny drobny minus wbudowanego korektora graficznego to brak możliwości samodzielnego dokonywania konkretnych nastaw. Mamy do wyboru tylko kilka presetów, a chciałoby się więcej.
Specyfikacja nie jest godna flagowca. Ale nie jest też zła.
Jeśli ktoś przy wyborze smartfona kieruje się tylko cyferkami, pewnie zaraz prychnie z niesmakiem. Motorola Edge kosztować będzie w Polsce 2999 zł.
Za 2999 zł można oczekiwać topowej specyfikacji. Poco F2 Pro ma Snapdragona 865. Oppo Reno 3 Pro ma 12 GB RAM-u. Tymczasem Motorola Edge ma… Snapdragona 765 5G, 6 GB RAM-u i 128 GB miejsca na dane. Całość zasila akumulator o mocy 4500 mAh z szybkim ładowaniem 15 W, pozbawiony możliwości ładowania bezprzewodowego.
Obiektywnie jest to za słaba specyfikacja jak na tę cenę, albo za wysoka cena jak na tę specyfikację. Oczywiście cenę znacząco podnosi odblokowany modem 5G. Gdyby nowa Motorola trafiła na rynek bez tej funkcjonalności, która oznacza konieczność uzyskania kosztownej certyfikacji, z pewnością byłaby nieco tańsza.
W praktyce na szczęście ta specyfikacja jest w zupełności wystarczająca. Przez niemal tydzień użytkowania ani razu nie zdarzyło się, by Snapdragon 765 do czegoś nie wystarczył, albo by zabrakło mi pamięci operacyjnej.
Telefonu używałem cały czas z ekranem ustawionym „na sztywno” na 90 Hz i muszę powiedzieć, że na początku sprawiał on pewne problemy. Animacje przycinały się, przewijanie stron nie było idealnie płynne. Myślałem, że Snapdragon 765 nie daje rady, ale wystarczyło przywrócenie telefonu do ustawień fabrycznych, by wszystko wróciło do normy. Po tym jednorazowym problemie Motorola zachowywała się wzorowo.
Nie mogę jeszcze ocenić wydajności akumulatora, bo używałem telefonu zbyt krótko na definitywne wnioski, jednak już widzę, że to telefon na więcej niż jeden dzień. Czy uda mi się z niego wyciągnąć dwa pełne dni? Wątpię. Ale na 100 proc. energii wystarczy na cały jeden dzień ze sporym zapasem na dzień kolejny.
Z opinią o aparacie wstrzymam się do pełnej recenzji.
Jako że telefon trafił do mnie przed premierą, pracuje pod kontrolą niefinalnej wersji oprogramowania, co niestety jest najbardziej widoczne w aplikacji aparatu. Ta ustawicznie sprawia problemy, zacina się i „szarpie” przy próbie wykonania zdjęcia. Zostałem jednak zapewniony, że instalacja nowej wersji oprogramowania usunie problem.
Mam nadzieję, że to prawda, bo Motorola Edge ma całkiem solidny układ optyczny:
W żadnym wypadku nie spodziewam się po Motoroli Edge zdjęć rodem z Galaxy S20 Ultra czy iPhone’a 11, ale liczę na to, że utrzyma poziom prezentowany przez co najmniej Oppo Reno 3 Pro czy Xiaomi Mi Note 10 Pro.
Motorola Edge robi fenomenalne pierwsze wrażenie.
Może po części dlatego, że mam słabość do tej marki, naprawdę bardzo polubiłem Motorolę Edge. Od pierwszego kontaktu widać, że ktoś tam naprawdę się przyłożył do tego projektu i firma dobrze wie, o jaką stawkę toczy się gra. Motorola zdaje sobie sprawę, że wchodząc na półkę wyższą nie można po prostu odbębnić poprawnego smartfona i liczyć na to, że się sprzeda. Trzeba dać coś więcej.
Tym niemniej trudno nie odnieść wrażenia, że Motorola Edge nie będzie miała lekko na rynku. Potężniejszy Poco F2 Pro kosztuje 2500 zł. Oppo Reno 3 – 2600 zł. Jeszcze lepszy OnePlus 8 – 3300 zł. Nie mówiąc już o tym, jak blisko iPhone’a 11 i Galaxy S20 została wyceniona nowa Motorola.
Ten telefon jest obiektywnie rzecz biorąc za drogi i to będzie największa trudność, z jaką przyjdzie mu się zmierzyć na rynku.
Tym niemniej… Motorola Edge jest świetna. Naprawdę świetna. I bardzo się cieszę, że będę miał możliwość poużywać ją przez najbliższe tygodnie, a potem zdać z tego raport.
Tagi: Motorolamotorola edgemotorola edge aparatmotorola edge cenamotorola edge czy wartomotorola edge opiniemotorola edge specyfikacja