Zamienił stryjek na siekierkę kijek.
Powyższe podsumowanie można by przypasować do wielu elementów naszej współczesności. Na przykład:
• Do zastąpienia patronatu Moskwy patronatem Waszyngtonu.• Do zastąpienia jedynej słusznej ideologii realnego socjalizmu jedyną słuszną ideologią wojtyło-kaczo-watykańską.
W poniższym tekscie jednak skupię się na nowym „opium dla mas”.
Karol Marks we wstępie do „Przyczynek do krytyki heglowskiej filozofii prawa (1843)”, książki której zresztą nigdy nie ukończył, napisał „Nędza religijna jest jednocześnie wyrazem rzeczywistej nędzy i protestem przeciw nędzy rzeczywistej. Religia jest westchnieniem uciśnionego stworzenia, sercem nieczułego świata, jest duszą bezdusznych stosunków. Religia jest opium ludu.”.
Wg. Marksa wiara jest więc zaklinaniem rzeczywistości przez ludzi potrzebujących znieczulenia dla trudów życia oraz obiecanek złudnej szczęśliwości. Żerują na tym kościoły z ich klerem i doktrynami, obiecując eschatologiczne szczęście wieczne wszystkim bez względu na pochodzenie i majątek, pod warunkiem, że będą potulnie przestrzegać dogmy i obowiązujących norm społecznych, uświęconych przez kanony wiary. Wykorzystują to splecione z kościołami elity dla których zorganizowana religia jest narzędziempomocnym w utrzymywaniu poddanych w posłuszeństwie.
Fakt, że co najmniej 5 miliardów ludzkiej populacji planety przyznaje się do jakiejś religii, i że te miliardy skupione są głównie w regionach nonsensownie zwanych „rozwijającymi się” wydaje się tą marksowską maksymę potwierdzać.
W bogatych krajach Zachodu jednak religia, zarówno w sensie wiary osobistej, jak i zorganizowanej, jest od co najmniej 70 lat w odwrocie. Kapitalizm wspomagany przez kolonializm i neo-kolonializm, które wyeksportowały skrajny wyzysk do odległych części świata, zapewnił wszystkim warstwom społecznym zaspokojenie podstawowych potrzeb życiowych, co powinno uwolnić ludzi od potrzeby szukania duchowego narkotyku znieczulającego ból nędzy, wyrzeczeń i cierpień. Co więcej, osłabły bariery klasowe, rewolucja obyczajowa położyła kres najbardziej drastycznym przejawom nierówności płci, a demokracja zapewnia, przynajmniej teoretycznie, wpływ na rządy i prawo. Wszystko to powinno pozwolić ludziom na wypracowanie sobie w pełni niezależnej, świeckiej i oświeconej tożsamości, wolnej od alienacji, na spełnienie się i na osiągnięcie satysfakcji z życia.
Tak się jednak nie stało, „Weltschmerz” nie tylko nie umarł, ale nawet się powiększył. U przytłaczającej większości „Zapadników” „śmierć boga” i uwiąd religii zostawiły po sobie pustkę i alienację. Natura nie znosi jednak próżni, została więc ona wypełniona przez uczynnych speców od marketingu, którzy od dziesięcioleci przekonująco podpowiadają masom co należy zjeść, wypić i kupić by osiągnąć spełnienie i szczęście. Kult „świętych” został zastąpiony przez kult celebrytów, a telewizja, Internet i ajfony można by na upartego podciągnąć pod nową wersją weneracji świętych obrazów. Kolorowe reklamy kuszą obrazkami konsumpcyjnego świeckiego raju tu i teraz, w którym wszyscy są młodzi, piękni, zdrowi, bogaci i zadowoleni. Wystarczy kupić co podsuwają, by się w nim znaleźć. Na krótką chwilę, bo konsumpcyjny haj jest przecież ulotny i trzeba za nim gonić od nowa. Poszukiwanie celu życia i spełnienia jest wykorzystywane do napędzania konsumpcyjnego Perpetuum Mobile – zachętą do pogoni za wciąż wyższymi dochodami potrzebnymi do osiągania coraz wyższego poziomu konsumpcji, albo do pogrążania się w coraz większe długi, wszystko dla osiągnięcia natychmiastowej krótkotrwałej satysfakcji. Konsumeryzm (konsumpcjonizm?) stał się więc na Zachodzie nowym „opium dla mas”.
Marks, głosząc swe zdyskredytowane przez historię przekonanie, że komunizm stworzy spełnionego, wolnego od religii i przesądów człowieka, postulował, że religia jest aberracją, której można się będzie łatwo pozbyć. Jak dowodzi jednakzamiana religijnego kijka na konsumerystyczną siekierkę, przytłaczająca większość gatunku wydaje się zaprogramowana do szukania szczęścia i zaspokojenia poza podstawowymi potrzebami życiowymi, do ciągłego gonienia za „czymś więcej”, co u większości prowadzi do narkotyzowania się fatamorganami religii czy ideologii, albo konsumpcji, albo jakiejś ich mieszanki. Trudno powiedzieć w jakim stopniu taka niezaspokojona pogoń służy ludzkości, a w jakim szkodzi. Argument, że jest niezbędna do postępu technologicznego i społecznego można by skontrować stwierdzeniem, że wrodzona ludzka ciekawość i dociekliwość prawdopodobnie posłużyłaby lepiej i gatunkowi i biosferze.
Gdzie w tym wszystkim są Polacy i Polska? Historycznie, bieda, prześladowania i alienacja polityczna mogą w jakimś stopniu tłumaczyć uporczywe dewocyjne religianctwo, jak postuluje Marks. Współcześnie, szerzący się konsumeryzm może tłumaczyć postępującą (choć powoli) sekularyzację. Tyle że Polska wydaje się mieć wyjątkowy talent do przegapiania historycznych trendów. W odróżnieniu od Europy Zachodniej przegapiła (w postaci Rzeczpospolitej I) trend do absolutyzmu, a co najmniej do umocnienia władzy wykonawczej, niezbędny do budowy nowoczesnych instytucji państwowych, przegapiła (pod zaborami) własną rewolucję przemysłową i budowę społeczeństwa obywatelskiego z demokracją, przegapiła (jako PRL) zachodni tryumf demokracji, hossę gospodarczą i rewolucję obyczajową po II WŚ, a wreszcie zaczęła zamieniać religijny kijek na siekierkę konsumeryzmu i demokrację przedstawicielskąw ich okresie schyłkowym.
Herstoryk