Nic z tego nie wyszło - pomysł torpedowali nie tylko kierowcy, ale i osoby zawodowo związane z szeroko pojętą motoryzacją i bezpieczeństwem drogowym. Problem w tym, że słowo się rzekło, a - jak powszechnie wiadomo - polski premier nie rzuca słów na wiatr...
Rozwiązaniem patowej sytuacji zapewniającej premierowi wyjście z twarzą jest nowy projekt, który - jak czytamy na oficjalnych stronach Ministerstwa Infrastruktury - "poprawia bezpieczeństwo pieszych". Czyżby więc premier Morawiecki dotrzymał złożonej w expose obietnicy? Nie!
Reklama
W projekcie czytamy (wytłuszczoną czcionką zaznaczyliśmy zmiany) m.in., że: "Kierujący pojazdem, zbliżając się do przejścia dla pieszych, jest obowiązany zachować szczególną ostrożność, zmniejszyć prędkość tak, aby nie narazić na niebezpieczeństwo pieszego znajdującego się na tym przejściu albo na nie wchodzącego i ustąpić pierwszeństwa pieszemu znajdującemu się na tym przejściu albo wchodzącemu na to przejście, z zastrzeżeniem ust. 1a." (ust 1a mówi o kierujących tramwajami)". W ast 13. Prawa o ruchu drogowym pojawić ma się również ustęp 1a mówiący, że: "Pieszy znajdujący się na przejściu dla pieszych ma pierwszeństwo przed pojazdem. Pieszy wchodzący na przejście dla pieszych ma pierwszeństwo przed pojazdem, z wyłączeniem tramwaju."
Teoretycznie można więc mówić, że prawny poziom ochrony pieszych znacząco się poprawia. Sęk w tym, że w praktyce (przynajmniej z perspektywy kierowców) nie zmienia się zupełnie nic. Dlaczego?
Zgodnie z wytycznymi dotyczącymi przejść dla pieszych, każdy tego typu obiekt powinien być oznaczony znakiem pionowym D-6 (tablica informacyjna o przejściu dla pieszych). Przypominamy, że zgodnie z obowiązującymi rozporządzeniami: "Znak umieszcza się bezpośrednio przed przejściem dla pieszych oznaczonym znakiem poziomym P-10 (oznakowanie poziome, tzw. "zebra"). Kierujący pojazdem zbliżający się do miejsca oznaczonego znakiem jest zobowiązany zmniejszyć prędkość tak, aby nie narazić na niebezpieczeństwo pieszych znajdujących się w tych miejscach lub na nie wchodzących". Oznacza to, że zapis, który pojawia się w Prawie o ruchu drogowym, nie jest żadną rewolucją, a jedynie uporządkowaniem obowiązującego już stanu prawnego!
Zwolennicy teorii o tzw. "bezwzględnym" pierwszeństwie powinni również zapoznać się z obowiązującą definicją samego przejścia dla pieszych (art. 2. pkt 11 Prawo o ruchu drogowym). Czytamy w niej, że przejściem nazywamy "powierzchnię jezdni, drogi dla rowerów lub torowiska, przeznaczoną do przechodzenia". Mówiąc wprost - by pieszy zyskał pierwszeństwo powinien... przekroczyć krawędź jezdni. Stojąc przed przejściem pierwszeństwa nie ma! Oczywiście pojawia się absurd polegający na tym, że kierowca musi przewidzieć, czy dany obywatel będzie chciał wkroczyć na przejście, czy nie. W praktyce może to więc przynieść spodziewaną poprawę bezpieczeństwa. Z perspektywy kierowcy, by uniknąć nieporozumień i nagłych manewrów, najlepszym rozwiązaniem może się właśnie okazać zatrzymanie przed przejściem i umożliwienie pieszemu skorzystania z niego. Z punktu widzenia prawa, kierowca nie ma jednak takiego obowiązku.
To dobrze, bo podstawą drogowego współistnienia jest zasada ograniczonego zaufania i - cytowany przez ekspertów art. 3.1 Prawa o ruchu drogowym, który obliguje wszystkich uczestników ruchu (w tym również pieszych) do analizy sytuacji i unikania niebezpiecznych zachowań. Czytamy w nim, że: "Uczestnik ruchu i inna osoba znajdująca się na drodze są obowiązani zachować ostrożność albo gdy ustawa tego wymaga - szczególną ostrożność, unikać wszelkiego działania, które mogłoby spowodować zagrożenie bezpieczeństwa lub porządku ruchu drogowego, ruch ten utrudnić albo w związku z ruchem zakłócić spokój lub porządek publiczny oraz narazić kogokolwiek na szkodę".
Z perspektywy pieszego szczególnie warto przyswoić sobie ostatnie zdanie, w którym czytamy, że "Przez działanie rozumie się również zaniechanie". Wniosek? Nie mając pewności, że dobrze odczytujemy zamiary kierującego (np. brak kontaktu wzrokowego z kierowcą) dla własnego bezpieczeństwa lepiej zrezygnować z wejścia na przejście. Oczywiście - w razie nieszczęścia wina najpewniej przypisana zostanie kierującemu, ale to my, na własnej skórze, odczuwać będziemy skutki jego błędu...
Podsumowując, wbrew powszechnej narracji, wprowadzane zmiany nie są żadną rewolucją, a raczej próbą uporządkowania, obowiązującego od dłuższego czasu, stanu prawnego! Kierowcy mogą mieć jednak, swoją drogą całkiem słuszne, pretensje o to, że prowadzona narracja może utwierdzać część pieszych w poczuciu "nieśmiertelności". Nie byłoby w tym może nic złego, gdy przejścia dla pieszych - podobnie jak np. w Niemczech - były w Polsce traktowane jak "świętość". Problem w tym, że przez wiele lat zarządcy stawiali je na przedłużeniu losowych ciągów komunikacyjnych, co doprowadziło do zjawiska dublowania i mnożenia przejść.
Przypominamy, że w raporcie GDDKiA z audytu przejść dla pieszych przeczytać można, że "w efekcie przejść dla pieszych jest za dużo i uległy one deprecjacji, co w dużej mierze przyczyniło się do niewłaściwych zachowań kierujących związanych z należytym postrzeganiem i zrozumieniem wprowadzanej w rejonie przejść stałej organizacji ruchu. Należy podjąć działania mające na celu weryfikację wyznaczonych przejść dla pieszych, likwidacji i określenia warunków wyznaczania nowych przejść, przejść w pełni wykorzystanych i zapewniających bezpieczeństwo pieszych".
Szkoda tylko, że nowe wytyczne dotyczące warunków technicznych samych przejść dla pieszych, wciąż znajdują się jeszcze na etapie opracowywania. Zanim więc uwagi ekspertów (jak np. wprowadzenie przejść sugerowanych, na których piesi nie mają pierwszeństwa przed pojazdem) uda nam się wprowadzić w życie, upłynie jeszcze wiele czasu...
Paweł Rygas