Jeśli zdjęcia nie wyświetlają się prawidłowo, kliknij tutaj.
Za wypożyczenie iPhone'a 12 do testów dziękujemy sieci Orange.
Na początek kilka słów o mojej przygodzie z iPhone'ami dla szerszego kontekstu. W 2017 roku wymieniłem swoją "siódemkę" na dużo nowocześniejszego iPhone'a X, który w najniższej odpowiadającej mi wersji pamięciowej (256 GB) kosztował 5729 zł. Była to dla mnie kwota zaporowa, ale uznałem, że na opłacenie takiego podatku od nowości raz mogę sobie pozwolić. Niestety szybko miało się okazać, że Apple dopiero się rozkręca.
Co prawda w kolejnych latach pojawiły się tańsze modele XR oraz 11, ale przesiadając się na którykolwiek z nich czułbym regres chociażby z uwagi na dużo gorszy ekran LCD zamiast OLED-a czy większe ramki. W grę wchodziłyby więc jedynie modele XS oraz 11 Pro, kosztujące w wariantach 256 GB kolejno 5729 oraz 5949 zł.
iPhone 12 to pierwszy rozsądnie wyceniony iPhone od lat, z którego mógłbym korzystać na co dzień
Nowy flagowiec Apple'a w wersjach 64, 128 oraz 256 GB kosztuje kolejno 4199, 4449 oraz 4949 zł. 64 GB to dla mnie za mało, ale ta środkowa spokojnie by mi wystarczyła.
Z mojej perspektywy wygląda to tak: gdybym rok temu miał sięgnąć po iPhone'a najnowszej generacji, który spełniałby minimum moich wymagań, musiałbym wyłożyć 5949 zł za iPhone'a 11 Pro 256 GB. Teraz spokojnie zamknąłbym się w 4449 zł. Ba, w grę wchodziłļy jeszcze mniejszy iPhone 12 mini za 3849 zł.
Z konsumenckiego punktu widzenia to dla mnie wielka zmiana. Szczególnie odczują ją abonenci, bo realnie iPhone 12 powinien kosztować 1000 zł w ofertach, w których ubiegłoroczny flagowiec kosztował 2500.
Ogromnym atutem iPhone'a 12 jest ekran OLED
W ubiegłych latach Apple rezerwował OLED-y wyłącznie dla najdroższych modeli startujących z poziomu 5000 zł, co w mojej ocenie było praktyką karygodną. Konkurencja, na czele z Samsungiem, nie ma przecież problemów z pakowaniem takich ekranów nawet do telefonów za mniej niż 1500 zł.
Wymiana LCD na OLED-a przełożyła się na:
iPhone 12 jest chwalony za rekordowo wierne odwzorowanie kolorów, zgodne z hollywoodzkimi standardami. Doceniam, że ktoś się przyłożył do kalibracji, ale osobiście nie montuję na telefonie filmów dla National Geographic, a prywatnie wolę bardziej nasycone kolory, nawet kosztem ich naturalności. Niezmiennie żałuję więc, że Apple nie zaimplementował ustawień pozwalających na dostosowanie wyświetlanych barw do własnych preferencji, co robi praktycznie cała androidowa konkurencja.
Ubolewam też nad brakiem panelu 120 Hz, ale nie dla każdego będzie to problem
Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że Apple jeszcze kilka miesięcy temu planował zastosować znany z iPadów Pro panel typu ProMotion, ale ostatecznie do tego nie doszło. Czy to problem? Dla mnie bardzo, bo od kilku miesięcy praktycznie każdy testowany przeze mnie telefon tej klasy cenowej wyświetla obraz w przynajmniej 90 kl/s.
Większa płynność przekłada się na wrażenie szybszego działania. Mimo że iPhone 12 jest prawdopodobnie najszybszym z testowanych przeze mnie w ostatnich miesiącach flagowców, sprawia niestety wrażenie najwolniejszego. Nie tak płynne animacje robią swoje.
Z drugiej jednak strony muszę odnotować, aby brak wyższej częstotliwości odświeżania był problemem, trzeba się w niej najpierw rozsmakować. Tutaj Apple jest na wygranej pozycji, bo mowa o trendzie, który nabrał na sile dopiero w tym roku. Większość osób zapewne i tak będzie się przesiadać z 2- czy 3-letnich smartfonów, więc żadnego regresu nie odczuje.
Głośniki stereo iPhone'a 12 są za to fantastyczne
Pod względem jakości odtwarzanego dźwięku Apple odskoczył większości androidowych rywali ładnych parę lat temu i udaje mu się ogromny dystans utrzymać. Głębia brzmienia wydobywającego się z tak małego urządzenia jest wręcz nieprawdopodobna.
Dźwięk jest donośny, bardzo mięsisty i jednolity z obu stron, dzięki czemu efekt stereo jest naprawdę słyszalny. Klasa. Niewiele jest telefonów, w przypadku których odpalenie muzyki bezpośrednio z głośnika telefonu naprawdę daje mi frajdę, ale iPhone 12 do nich należy.
iPhone 12 urzekł mnie designerskim powrotem do korzeni
Kanciaste obramowanie oraz całkowicie płaska tafla szkła z tyłu i przodu nasuwają jednoznaczne skojarzenia z iPhone'em 4, którego uważam za jednego z najładniejszych smartfonów w historii. W świecie zdominowanym przez opływowe kształty, zakrzywione ekrany i szkła 2,5D to baaardzo miła odskocznia.
Wrażenia organoleptyczne skutecznie potęguje bardzo dobry silnik wibracyjny, który skutecznie imituje fizyczne kliknięcia.
Trzeba też odnotować, że wszelkie zaoblenia zwiększają podatność na stłuczenia, więc iPhone 12 powinien na tym polu zostawić rywali w tyle. Zwłaszcza w połączeniu z — jak twierdzi Apple — rekordowo twardym szkłem.
Zwiększona odporność na upadki okupiona jest jednak tendencją do zbierania zarysowań. Wystarczy kilka wsunięć do kieszeni, by iPhone 12 pokrył się mikroryskami.
Podoba mi się także dość agresywny wygląd tylnego panelu z mocno wyeksponowanymi obiektywami. Trzeba jednak uważać na przykrywające je utwardzane szkło, które wystaje ponad obudowę. Gdy przesunąłem obiektyw po ściance szklanki, ten — zgodnie z moimi obawami — wbił się w nią jak w masło. Miejcie więc na uwadze, że niezabezpieczony pokrowcem smartfon może trwale uszkodzić np. szklany stolik, na który zostanie odłożony.
Jeśli chodzi o przód, podoba mi się to, że ramka jest bardzo wąska i ma jednolitą grubość ze wszystkich stron.
Nieco mniej podoba mi się wcięcie, które w 2020 roku prezentuje się niestety dość archaicznie.
Komfort obsługi? Nie da się ukryć, że kanciasta bryła leży w dłoni gorzej niż obudowy opływowe, ale nie ma dramatu. Nie miałem żadnych problemów z obsługą 6,1-calowego ekranu jedną ręką, a podczas kilkunastodniowych testów iPhone 12 ani razu nie był nawet bliski upadku.
iPhone 12 robi bardzo dobre zdjęcia, choć jego aparat jest ubogi sprzętowo
Wysepka na tylnym panelu skrywa dwa aparaty o następującej konfiguracji:
Brakuje mi tu teleobiektywu, który przez Apple'a konsekwentnie stosowany jest jedynie w wariantach Pro za ponad 5000 zł. W tej klasie cenowej to ewenement. Samsung nie miał problemu z wpakowaniem bardzo dobrego teleobiektywu 3x nawet do okrojonego Galaxy S20 FE, który startuje z poziomu o 1300 zł niższego niż iPhone 12.
Apple przyoszczędził też na matrycy aparatu głównego. To prawdopodobnie najmniejszy sensor, jaki można w tym momencie znaleźć we flagowcu. Ba — nawet wśród telefonów za 1000 zł mało kto zjeżdża poniżej ½ cala.
Trzeba jednak Apple'owi uczciwie oddać, że jego oprogramowanie potrafi wycisnąć ostatnie soki ze skromnego sprzętu. Aparat główny iPhone'a 12 generuje bardzo zdjęcia niezależnie od warunków oświetleniowych. Ich dynamika jest bardzo wysoka, a barwy wyświetlane na ekranie telefonu wyglądają niemal tak samo jak w rzeczywistości. Smartfon świetnie oddaje też kolor i fakturę skóry na ludzkich twarzach.
W dzień zachwyca również kolorystyczna zbieżność zdjęć pochodzących z obu obiektywów. Oprogramowanie — mimo zastosowanie podzespołów o skrajnie odmiennych parametrach — potrafi skutecznie zunifikować osiągane efekty.
W zasadzie bezkonkurencyjna jest również wygoda obsługi aparatu iPhone'a 12. Smartfon wykorzystuje naprzemiennie 3 zaawansowane techniki przetwarzania obrazu (Smart HDR 3, Deep Fusion oraz tryb nocny) i przełącza się między nimi automatycznie w sposób niemal niezauważalny dla użytkownika. Innymi słowy — wystarczy wycelować obiektyw w nacisnąć przycisk, a oprogramowanie samo zadba o to, by osiągnąć najlepszy możliwy w danym momencie efekt.
Jak na dzisiejsze standardy słabo wypada jedynie głębia ostrości, co jest pokłosiem zastosowania malutkiej matrycy. I nie pomaga tutaj nawet jasny obiektyw.
Jeśli ktoś wykorzystuje smartfon do fotografowania jedzenia, produktów wystawianych na Allegro czy efektów pracy manikiurzystki, większość smartfonów z Androidem da mu ładniejsze rozmycie tła oraz bardziej plastyczny i miły dla oka obrazek niż iPhone 12.
iPhone 12 sam zarządza także trybem nocnym, co wychodzi mu świetnie
W trudniejszych warunkach oprogramowanie aktywuje tryb sztucznie wydłużający czas naświetlania. Sygnalizowane jest to przez niewielką ikonkę obok wizjera, która — w razie zachcianki — pozwala go wyłączyć.
Algorytm Apple'a spisuje się doskonale. Rozjaśnia kadr, zwiększa szczegółowość, wydobywa detale z cieni i niweluje przepalenia. Robi więc to, co robić powinien.
Dodatkowy aparat iPhone'a 12 wymięka po zmroku
Apple szczyci się, że aparat z obiektywem ultraszerokokątnym — w przeciwieństwie do iPhone'a 11 — wsparty jest przez tryb nocy. Ten poprawia efekty, ale te w trudniejszych warunkach oświetleniowych w dalszym ciągu są dalekie od ideału. Wszystko przez śmiesznie mały sensor i bardzo ciemną optykę.
Poniżej małe porównanie zdjęć z szerokiego kąta z Galaxy S20 FE. W obu przypadkach tryb nocny był włączony.
iPhone 12 stara się zrobić jaśniejsze zdjęcie, ale pod względem szczegółowości i dynamiki przepaść na korzyść samsunga jest przeogromna. Flagowiec Apple'a potrafi w takich warunkach wygenerować jedynie zaszumioną, rozmydloną papkę.
Przypomnę, że Galaxy S20 FE kosztuje 1300 zł mniej niż iPhone 12, a przy tym i tak ma okrojony aparat względem podstawowej wersji S20 (która skądinąd też jest tańsza od iPhone'a 12). W tej cenie tak drastyczne cięcie kosztów i sięganie po podzespoły rodem z budżetowców jest w mojej ocenie karygodne.
iPhone 12 kręci za to świetnie wyglądające filmy
Rejestrowane filmy — nawet w trybie 4K — cechują się wysoką rozpiętością tonalną, brakiem nagłych skoków ekspozycji, szybkim autofokusem oraz skuteczną stabilizacją. Jeśli kręcenie wideo jest dla kogoś priorytetem, ciężko o lepszy wybór bez względu na cenę (wyjąwszy iPhone'y 12 Pro).
iPhone 12 to pierwszy smartfon na świecie, który kręci wideo HDR w standardzie Dolby Vision. Problem w tym, że nie bardzo mam jak pokazać Wam efektów. Wymagania związane z platformą programową oraz sprzętową sprawiają realnie, że filmy HDR nagrane iPhone'em 12 wyglądają dobrze jedynie na ekranie iPhone'a 12.
Jeśli ktoś jednak ogranicza oglądanie własnych filmów do telefonu, będzie wniebowzięty. HDR robi cuda z obrazem, wyciągając masę detali z najciemniejszych i najjaśniejszych partii obrazu.
Co ciekawe, każdy użytkownik iPhone'a 12 może się przekonać, że nie jest to jedynie placebo. Po wyświetleniu filmu w galerii algorytm Dolby Vision aktywowany jest dopiero po ułamku sekundy, dzięki czemu zmianę jakości obrazu widać więc jak na dłoni.
Face ID działa w iPhonie 12 znakomicie, ale nie sprawdza się w dobie pandemii
Trójwymiarowy skaner twarzy jest jedynym zastosowanym przez Apple'a zabezpieczeniem biometrycznym. Z technologicznego punktu widzenia nie ma się do czego przyczepić. Face ID działa ultraszybko i radzi sobie z rozpoznaniem twarzy nawet wtedy, gdy telefon jest względem niej mocno odchylony. Momentami wygląda to wręcz nierealnie.
Jest się jednak do czego przyczepić ze społecznego punktu widzenia. Prawidłowo założona maska, a więc zakrywająca usta i nos, skutecznie uniemożliwia rozpoznanie twarzy, co w czasach pandemii jest gigantyczną wadą.
W zasadzie gdziekolwiek poza domem — a więc tam, gdzie zabezpieczenia biometrycznego potrzebuję najbardziej — byłem zmuszony do ciągłego wpisywania PIN-u. Czytniki linii papilarnych w ostatnich latach mocno mnie rozpieściły, więc taki technologiczny powrót do 2012 roku był dla mnie piekielnie bolesny.
iPhone 12 to wydajnościowy potwór
Smartfon uzbrojony jest w 5-nanometrowy układ Apple A14 Bionic, który jest jedną z najpotężniejszych jednostek na rynku. W połączeniu z dobrze zoptymalizowanym oprogramowaniem działa cuda.
Szybkość uruchamiania aplikacji to jedno, ale czystą przyjemnością jest obróbka zdjęć czy — przede wszystkim — filmów 4K. Na tym polu iPhone 12 deklasuje najpewniej wszystkich androidowych rywali.
Odnoszę też wrażenie, że Apple dopieścił zarządzenie pamięcią operacyjną. 4 GB RAM-u to wartość jak na dzisiejsze standardy skromna, ale nie miałem problemów z korzystaniem z kilku apek jednocześnie. We wcześniejszych modelach znany był problem notorycznego ubijania aplikacji w tle po uruchomieniu aparatu, ale został zniwelowany.
Łyżką dziegciu w beczce miodu jest dla mnie jedynie — jak wspomniałem wcześniej — 60-hercowy ekran. Apple zawsze przodował pod względem płynności animacji, a teraz interfejs większości androidów od 2500 zł w górę cieszy oko bardziej. Ba — paneli 120 Hz można szukać nawet mając w kieszeni mniej niż 1000 zł.
iPhone 12 nie zawodzi pod względem łączności
Apple jako ostatni z liderów rynku uzbroił swoje smartfony w łączność 5G, ale lepiej późno niż wcale. Co prawda mowa jedynie o słabszej technologii sub-6 GHz, ale brak pokrycia wyższych pasm mmWave nie powinien być w Polsce problemem jeszcze przez ładnych parę lat.
Jest też Bluetooth 5.0, Wi-Fi 6, NFC do płatności zbliżeniowych oraz bardzo czip Ultra Wideband, który służy do orientowania iPhone'a 12 w przestrzeni, co w przyszłości ma być szeroko wykorzystywane w ramach całego ekosystemu Apple'a.
Jest i czip eSIM, dzięki któremu ofertę operatora można wykupić i aktywować z poziomu aplikacji, bez konieczności umieszczania fizycznej karty. W Polsce z technologii tej można korzystać w sieci Orange oraz w biznesowych planach T-Mobile.
iOS 14 daje się lubić
Flagowiec Apple'a oczywiście już po wyjęciu z pudełka pracuje pod kontrolą najnowszej wersji systemu operacyjnego. iOS 14 to wydanie, które przede wszystkim zostało poddane mocnemu "uandroidowieniu" dzięki możliwości umieszczania widżetów na pulpitach czy wyświetlania filmów z pływającym oknie.
Choć aktualnie osobiście preferuję Androida, z iOS-u 14 korzystało mi się wyjątkowo przyjemnie. Przesiadka na inną platformę jeszcze nigdy nie była łatwiejsza.
Apple'owi raz na kilka lat zdarza się wypuścić niedopracowane oprogramowanie, ale tego wydania to nie dotyczy. Nie napotkałem na żadne poważniejsze problemy ze stabilnością.
Skromne wyposażenie iPhone'a 12 może być problemem
iPhone 12 dostarczany jest jedynie z przewodem USB-C na Lightning. Zasilacza i słuchawek brak. W mojej ocenie Apple okroił zestaw w najgorszym możliwym momencie, bo proces przesiadki ze standardu USB-A na USB-C dopiero się rozpoczął.
Jeśli ktoś przesiada się z Galaxy S9 (lub innego telefonu z tego okresu), potencjalnie nie ma w domu zasilacza, do którego będzie mógł podłączyć nowy przewód. Ba, nie pasuje on nawet do ładowarki, która była dostarczana wraz z ubiegłorocznym iPhone'em 11!
Dodajmy do tego pandemiczne realia i trudności z kupieniem na miejscu czegokolwiek przez zamknięte galerie. Naprawdę nietrudno mi wyobrazić sobie sytuację, gdy ktoś kupuje iPhone'a lub dostaje go w prezencie, orientuje się, że nie dysponuje odpowiednią ładowarką, a następnie musi zakupić zasilacz za kilkadziesiąt złotych (oryginalna kostka Apple'a 20 W kosztuje 99 zł) i czekać 2 dni na dostawę. Takich antykonsumenckich absurdów w całej historii telefonii komórkowej jeszcze nie było.
Bateria iPhone'a 12 jest co najwyżej OK
Wbudowany akumulator ma pojemność 2815 mAh. To wynik śmiesznie mały jak na urządzenie tej wielkości, ale na szczęście iOS rządzi się swoimi prawami, więc realne osiągi są lepsze, niż wskazują na to cyferki. Choć nie rewelacyjne.
W ciągu doby korzystania z iPhone'a 12 z aktywnym trybem ciemnym sprowadzającego się głównie do przeglądania sieci, oglądania wideo, słuchania muzyki i robienia zdjęć wyciągałem raczej nie więcej niż 5–6 godzin na ekranie. To zdecydowanie mniej niż w przypadku mniejszego iPhone'a 11 Pro.
iPhone 12 pochłania jednak energię wyjątkowo wolno, gdy ekran jest wygaszony. Tryb czuwania, rozmowy głosowe czy słuchanie muzyki są baaardzo łaskawe dla baterii, więc jeśli ktoś sięga po telefon rzadko, powinien wyciągnąć dwie doby na jednym ładowaniu.
Skoro już o ładowaniu mowa. Apple nie dodaje do zestawu zasilacza, ale dysponując kostką o mocy przynajmniej 20 W można nakarmić akumulator iPhone'a 12 do pełna w nieco ponad 1,5 godziny, co jest przeciętnym wynikiem. Prędkość ładowania drastycznie zwalania jednak na ostatnim etapie. Aby dobić do 80 proc. wystarczy mniej niż 45 minut.
Bardzo praktyczne jest magnetyczne złącze MagSafe, dzięki czemu sprzedawaną oddzielnie bezprzewodową ładowarkę można przymocować do plecków iPhone'a 12 i korzystać z niego podczas ładowania.
iPhone 12: czy warto go kupić?
Standardowo iPhone 12 w ujęciu sprzętowym niekoniecznie jest najlepszym smartfonem swojej klasy cenowej. Brakuje mu choćby ekranu 120 Hz czy teleobiektywu, które u praktycznie całej konkurencji są już standardem.
iPhone'a kupuje się jednak nie dla sprzętu, lecz dla iOS-u. A iPhone 12 mimo wszystko stanowi w mojej ocenie najrozsądniej wycenioną bramę do ekosystemu Apple'a od lat. Po raz pierwszy od 2016 roku na prawdziwie topowego iPhone'a, któremu zaskakująco blisko do wariantu Pro, nie trzeba wydawać 5- lub 6 tys. zł, lecz znacznie mniej.
Oczywiście iPhone 12 w dalszym ciągu jest smartfonem — nie ukrywajmy — drogim, ale w czasach, w których nawet Xiaomi celuje ze swoimi flagowcami w ponad 4000 zł, przepaść względem konkurencji uległa mocnemu zatarciu. Jak na standardy Apple'a, cenę można nazwać rozsądną.
A dodatkowe kilka 6 stówek można zaoszczędzić sięgając po iPhone'a 12 mini, który od "dwunastki" różni się w zasadzie jedynie rozmiarem ekranu i pojemnością baterii.