Santander Bank Polska pracuje nad przewalutowaniem kredytów we frankach szwajcarskich, o jakiejś nowej propozycji dla frankowiczów myśli też PKO BP – wynika z informacji „Rzeczpospolitej”. Banki ewidentnie przestraszyły się rosnącej liczby pozwów. Czy to w końcu jakiś przełom, czy tylko gra na czas?
Coraz więcej frankowiczów traci cierpliwość i idzie do sądu. Z danych Ministerstwa Sprawiedliwości wynika, że w 2019 r. przybyło prawie 11,6 tys. spraw frankowicz kontra bank – to aż o 60 proc. więcej niż w 2018 r., kiedy 7,2 tys. kredytobiorców postanowiło pójść do sądu z umową frankową.
A pamiętajmy, że tym, co kredytobiorców miało zachęcić do walki najbardziej, jest wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, który zapadł dopiero na początku października. Jego efekty widać już w statystykach. W IV kwartale 2019 r. kolejne 4 tys. frankowiczów pozwało swój bank – to 27 proc. więcej niż w III kwartale. I zapewne wraz ze wzrostem liczby wygranych spraw, ośmielać się będą kolejni.
Bizblog.pl poleca
Część banków nie odpuszcza i walczy, szczególnie żarliwie na początku tej drogi, żeby pokazać klientom, że tak łatwo nie odpuszczą. Bankowcy wiedzą, że każdy kolejny przegrany proces rozochoci kolejnych niezadowolonych klientów.
Ale okazuje się, że nie wszyscy przyjęli strategię, żeby iść do sądu z każdym pojedynczym klientem. Może w końcu zrozumieli, że czas załatwić ten problem bardziej systemowo?
„Rzeczpospolita” informuje, że jako pierwszy bardziej pokojową strategię obrał Santander Bank, który pracuje nad ofertą przewalutowania kredytów.
Santander mówi: sprawdzam!
Co szykuje Santander? Frankowicze, nie liczcie, że w końcu bank spełni wasze marzenia. Na pewno nie ma mowy o tym, by kredyty zostały przewalutowanie po kursie z dnia zaciągnięcia w dodatku z zachowaniem ujemnej stawki LIBOR. Takie rzeczy może obiecać jedynie Andrzej Duda w kampanii wyborczej.
Ale jednocześnie oferta Santandera dla kredytobiorców frakowych to ma być coś więcej niż przewalutowanie kredytu po kursie średnim NBP, co żadnym rozwiązaniem nie jest.
Według „Rzeczpospolitej” jedną z możliwości jest wykonanie symulacji.
Przeliczamy, ci drogi kliencie, twój kredyt we frankach na kredyt złotowy, który hipotetycznie mógłby być zaciągnięty przez ciebie zamiast frankowego. Sprawdzamy, jaką sumę rat zapłaciłbyś, gdybyś w przeszłości zdecydował się na kredyt w złotych i jeśli okaże się, że byłaby ona niższa niż raty, które faktycznie zapłaciłeś, zwrócimy ci różnicę.
Po takim rozliczeniu następowałaby konwersja na kredyt złotowy, który byłby spłacany dalej w oparciu już o stawkę WIBOR zamiast LIBOR. Przypomnijmy, że WIBOR3M obecnie wynosi 1,7 proc., a LIBOR3M -0.7 proc.
Jeśli rzeczywiście Santander zaproponuje takie rozwiązanie, to oznacza de facto, że mówi swoim klientom: sprawdzam! Bo pamiętajmy, że mimo bardzo silnego wzrostu kursu franka szwajcarskiego na przestrzeni ostatnich lat, wielu kredytobiorców nadal ostatecznie wcale nie wychodzi na wyborze franka źle. Ich raty są podobne albo nieznacznie wyższe, niż gdyby mieli dziś kredyt w złotych, ale przecież przez lata płacili dzięki frankom znacznie mniej niż złotówkowicze.
To, czy klienci przyjmą tę ofertę, pokaże, czy rzeczywiście wychodzą na frankach jak Zabłocki na mydle i chcą się odwalutowić, czy po prostu chcą wykorzystać okazję, żeby ugrać teraz coś dla siebie, skoro jest okazja.
Główny problem zostaje
Dzięki rozwiązaniu Santandera znika ryzyko kursowe, ale główny problem zostaje. Odfrankowienie powoduje, że dług wyrażony w złotych rośnie, a tak naprawdę to jest największy problem z frankami. Ludzie są uwięzieni w mieszkaniach, bo sprzedanie ich (choćby z powodu rozwodu albo chęci wymiany na większe, bo powiększyła się rodzina) oznacza realizację ogromnej straty walutowej. Nierzadko suma do oddania w złotych jest obecnie większa niż wartość zaciągniętego kredytu i to mimo spłacania go przez lata.
Kto weźmie na siebie ten wzrost zadłużenia po przewalutowaniu? Frankowicze zapewne chcieliby przerzucić tę nadwyżkę na bank. Bank pewnie chciałby, żeby wziął to na siebie klient, choćby wydłużając mu okres kredytowania, żeby zachować dotychczasową wysokość miesięcznej raty. Ugoda, nad którą pracuje Santander zapewne powinna znaleźć się gdzieś po środku.
Bez pośpiechu, to pacjent umrze
Rozwiązanie, nad którym pracuje Santander, oszczędziłoby niektórym długiej drogi sądowej. Ale dla banku szybkie załatwienie tej sprawy wcale nie musi być korzystne, bo spowodowałoby bardzo wysokie koszty i to właściwie w jednym momencie. To duże obciążenie i ryzyko.
– Byłbym zdziwiony, gdybym zobaczył atrakcyjne dla frankowiczów warunki ugody. Zaoferowanie im wstecznego przejścia na kredyty złotowe byłoby dla banków dużym kosztem, w skali całego sektora można go szacować na 25–30 mld zł
– powiedział „Rzeczpospolitej” Andrzej Powierża, analityk DM Citi Handlowego.Wspomina on od razu o całym sektorze, bo rozwiązanie Santandera mogłoby przetrzeć szlaki innym bankom. Z nieoficjalnych informacji „Rzeczpospolitej” wynika zresztą, że nad jakąś ofertą dla frankowiczów pracuję również PKO BP.
Ale takie kwoty skumulowane w czasie to mógłby być dla banków koszt nie do zaakceptowania.
O co więc chodzi? Czy Santander, mówiąc „sprawdzam”, tak naprawdę przeprowadzi wśród swoich klientów akcję edukacyjną, by uzmysłowić im na konkretnych liczbach, że dla większości z nich kredyty frankowe wcale nie są takie niekorzystne?
A może w ogóle bankom w tej wojence chodzi o to, żeby sprawę przeciągnąć? Z danych Biura Informacji Kredytowej wynika, że obecnie jest spłacanych ok. 450 tys. kredytów we frankach szwajcarskich – to o 13.3 proc. mniej niż jeszcze trzy lata temu.
Z każdym rokiem kredytów frankowych ubywa i w końcu staną się marginalnym problemem. A wtedy nie będą już tematem atrakcyjnym ani dla mediów ani dla polityków i sprawa umrze śmiercią naturalną.